niedziela, 1 marca 2015

Nowości

W roli wstępu - jestem tak piekielnie chora, że najchętniej zamknęłabym komputer i poszła spać... Ale cóż notka sama się nie zrobi, a dokumenty od praktyk same magicznie się nie uzupełnią! Dziś krótko, zwięźle i na temat, abym czym prędzej popędziła do łóżka!




Jak widać Revlon nie tylko mnie zawiódł, ale niestety nie dałam rady pociągnąć na nim dłużej. Zostawiam go na specjalne okazje, kiedy będę potrzebowała mocnego krycia. A jak to zwykle bywa HEBE cudownym zbiegiem okoliczności wiedziało, że nie jestem zadowolona z poprzedniego zakupu i postanowiło zrobić promocję na L'oreal, który chciałam kupić już jakiś czas temu... Guess what? Kupiłam... Tak - to jest głupie, ale niestety nie bardzo podobają mi się suche placki na twarzy i wcale dużo bardziej nie gustuję w podkładzie o cienie zbyt mocnym jak na mój obecny zimowy kolor skóry.... Także oto i on! Pan nawilżający, kryjący, i ładnie wyglądający. Póki co bez skarg. Zobaczymy w  praniu. ( w promocji około  37zł)



Tak! Promocja dotyczyła całego asortymentu marki L'oreal... Tak kupiłam Pana Lumi i tak - jestem zadowolona :D. Nie wiem co powinnam dodać w temacie? Konsystencja lekka i mam wrażenie, że delikatnie nawilża. Ładne złote drobinki, które świetnie odbijają światło. No i wygląda elegancko:), Póki co nadal mam moja poprzednią bazę, ale po co przepłacać? Tamta kosztowała około 100-120zł, a tu proszę 37 zł. Jestem skłonna nawet powiedzieć, że Loreal bije poprzednika na głowę. Mimo, że Mineral Primer jest przyjemniejszy podczas aplikacji to długość przyjemnego uczucia znika od razu po wchłonięciu produktu. Wnioski po dłuższym okresie aplikowania ( póki co 4 dni ).





Maskara Jordana, którą dostałam w prezencie od kuzyna ze Stanów. U nas niestety kobitki jej nie dostaniecie, ale na pewno można zamówić produkt przez internet. Chociaż jeśli mam być szczera - gra nie jest warta świeczki! Tanio bo tanio ( chyba z dolara kosztuje w porywach zapewne do 3), ale zanim to ściągniecie tutaj i opłacicie przeprawę przez dużą i głęboką wodę to myślę, że uzbiera się na inny produkt np bourjois z aloe vera (kiedyś wstawiłam go na zdjęciu biało czarne opakowanie). Owszem drogo, ale dwa produkty nie maja co się do siebie równać. Jordane zachwala wiele kobiet które mają swoje własne, długie i ładne rzęsy, natomiast ja powiem jedno - to nie jest zachwalana wersja ( tamta jest czarno fioletowa chyba pogrubiająca i wydłużająca), ale mnie ten produkt nie zachwyca... Może i aplikacja jest całkiem niezła, ale maskara po całym dniu wygląda jak tandetny produkt, którego resztkę wyciągnęłam z opakowania. Nie dotykam oczu, nie pocieram, nie śpię w ciągu dnia a rzęsy wyglądają jakbym włożyła twarz w szorstki ręcznik i mocno potarła. Nie jestem fanką, ale nie mam w tej chwili innej maskary i nie chce mi się póki co wydawać na żadną pieniędzy, więc zobaczymy jak to będzie się dalej spisywało?


Nie dam rady napisać ani słowa więcej. Moje zatoki chyba zaraz eksplodują a wraz z nimi głowa i nos i parę innych ciekawych części twarzy, które są mi dość potrzebne jeśli mam zamiar dalej prowadzić tego bloga i testować produkty na własnej a nie cudzej, pożyczonej twarzy :)



Proszę życzyć mi zdrowia i modlić się, abym cudownie ozdrowiała w trybie ekspresowym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz