niedziela, 17 maja 2015

Mało nowości...

Ok, jeśli chodzi o nowości to nie mam się za bardzo czym pochwalić... Powiem tak moja kieszeń boli mnie strasznie, niedługo nadchodzi nieubłaganie moment w którym będę musiała całkowicie sama się utrzymywać. NIe chcę narzekać, chodzi tylko o to, że lubię być na takie sytuacje zabezpieczona, nie lubię szukania czegoś na siłę tylko po to, żeby opłacić rachunki - mówię tu o pracy. Dlatego też muszę ukrócić pasa i pozostawić trochę pieniążków na czarną godzinę, co wiąże się z ukróceniem kupowania kosmetyków. Owszem chciałabym wiele rzeczy zakupić, ale po przeanalizowani sytuacji w mojej kosmetyczce... dochodzę do wniosku, że nie jest to mi ani niezbędne do życia ani potrzebne i konieczne do szczęścia (chociaż zakupy dają mi niebywała radość). Mam też inne wydatki i skoro moja skometyczka jest pełna to wolałabym teraz trochę pieniążków przeznaczyć na siłownie, jakiś lepszy strój do ćwiczenia, białko i jakiś spalacz, może ciuchy do chodzenia - spodnie tu zdecydowany deficyt leginsowy.

Dlatego jeśli nie będę miała czym się w najbliższym czasie pochwalić w dziale kosmetycznym to będę starała się przeprowadzać mała recenzję produktów, które mam i używam i tych które zużyłam! Ale dziś jeszcze mam co Wam zaprezentować:D



Produkt, który na półce wywołał u mnie okrzyk radości (cenowo stał taniej niż mój tonik do twarzy z tołpy a pojemnościowo jest dwa raz taki). Natomiast jeśli chodzi o jego użytkowanie to po pierwszych dniach produkt został usunięty w kąt i zastąpiony nową tołpą... Woda termalna, która strasznie śmierdzi i to napewno nie rumiankiem ani aloesem z którym ponoć jest... Nie wiem czy mi to coś daje, raczej nie nawilża, czy tonizuje? Nie wiem... Nie widzę w sumie nic specjalnego w tej rzeczy, ale postanowiłam nie spisywać jej na straty ponieważ wakacje są tuż tuż i może akurat w ramach odświeżenia się na plaży przy opalaniu zda się.






Podobno ma pochlebne opinie, niestety używać go trzeba regularnie a ja akurat po jego zakupie zapomniałam spakować go ze Słupska i przez dwa tygodnie nie miałam okazji z niego skorzystać. Od 3 dni stosuję, ale średnio się wysypiam więc ciężko powiedzieć coś na temat rzęs kiedy oczy są spuchnięte jak u chomika... Także recenzji ciąg dalszy nastąpi w kolejnym odcinku:D





Dzisiejszy zakup. Powiem tak : jak byłam w stanach pierwszy raz miałam okazję skorzystać z tego produktu, albo raczej wiedziałam o jego istnieniu z Anglii, ale wujek kupił mi cały ogromny zestaw trzech balsamów Vaseline Aloesowego, więc powiedzmy, że tak zaczęła się moja przygoda. Podoba mi sie zapach tych produktów i naprawdę ta firma sprawdza się jeśli chodzi o moja suchą skórę. Nie wiem jak ten żółty kolega bo tego jeszcze nie miałam, ale jego zielony poprzednik przypadł mi do gustu i zupełnie nie wiem czemu kobieca natura ma to do siebie, że mimo iż lubisz produkt i sprawdza się to kupujesz inny, żeby zmienić zapach albo zobaczyć czy znajdziesz coś lepszego... Często kończy się to powrotem do produktu wyjściowego tak jak w moim przypadku. Opinia w toku... testuję:D

I to by było na tyle, mało wylewnie ale chyba nie ma sensu rozpisywać się nad czymś co nie istnieje hehe:) Ten tydzień to będzie czas przemyśleń na temat produktów, które mogę już opisać z mojej skromnej kolekcji:) 

1 komentarz:

  1. Chciałam kiedyś Vaseline spróbować. Za wiele balsamów do ciała nie mam, bo o ile z regularnym kremowaniem twarzy nie mam problemu, to smarować całe ciało już mi się nie chce ;)

    OdpowiedzUsuń