niedziela, 28 czerwca 2015

Ja pier...

No to tak. Mam nowe produkty ale wam ich nie pokaże. Nie mam też ochoty za bardzo pisać a dlaczego? Opowiem Wam historie mojego marnego życia na magisterce:

Przez cały weekend pisałam poprawki do mojej pracy mgr, na dodatek jestem w trakcie przeprowadzki. Moja Pani promotor ciągle widzi światełko w tunelu ale nie jest ono na tyle jasne żeby zatwierdzić moją pracę. Do jutra jest termin złożenia pracy jeśli chciałabym się bronić w pierwszym terminie-ale niestety. Dnia dzisiejszego 28.06.2015 mój komputer zmarł. Śmiercią tragiczną, zabierając do grobu moją pracę magisterską ze wszystkimi poprawkami, których dorobiłam się w ten nieszczęsny weekend. Niby normalna sprawa. Komp ciągle miał problemy z baterią więc zasilałam go ładowarką, aż tu nagle niechcący zachaczyłam nogą o kabel. No i kaput. Nie odpalił już od tamtej pory. Nie wiem czy był tak przemęczony tym całym moim pisaniem czy o co chodzi ale nie powstał! Wyobraźcie sobie mnie w tej chwili! Płakałam, krzyczałam i płakałam i trochę krzyczałam na Michała a potem znowu płakałam. Na szczęście mój znajomy odzyskał moje dane więc praca istnieje, ale na domiar złego wieści od Pani promotor nie widać. Jestem w martwym punkcie a wątpię, żebym jeszcze długo dała radę to ciągnąć... Nie mam kompa, jestem u znajomej i nie będę jej zadręczała moim klepaniem na klawiaturze jej osobistego komputera... Dlatego dziękuję za uwagę i proszę o wyrozumiałość, bo to chyba znak że należy mi się przerwa od kompa... Módlcie się, żeby jutro cudownie ozdrowiał.  Chciałabym obiecać, że następna notka będzie lepsza, ale jeśli mój komputer nadal będzie kaput to wątpię, żeby to doszło do skutku, na dodatek czeka mnie pakowanie bo we wtorek wyprowadzam się z Gdańska... Już się nie mogę doczekać bo Gdańsk obecnie kojarzy mi się z dniami spędzonymi przed ekranem i patrzeniu na czarną czcionkę "Times New Roman"
"

niedziela, 21 czerwca 2015

POMOCY

Niestety, dzisiejsza notatka nie będzie miała miłego przekazu... Przynajmniej dla mnie nie jest to sprawa zbyt przyjemna. Póki co, nie kupuję nic nowego... Powodem tego przestoju nie są już nawet pieniądze - tylko moja super praca magisterska, której nie napisze chyba nigdy! To juz trzecia wersja, którą zdaję i boję się, że będzie ich jeszcze sporo... Mój tyłek boli mnie masakrycznie, bo ciągle siedzę w jednym miejscu i piszę... piszę... piszę... Dlatego musicie mi wybaczyć dzisiejszą notkę, ale niestety nie mam siły za dużo pisać i nie mam nawet pomysłu o czym pisać:( Czuję sie taka wypruta, nawet nie mam czasu zajrzeć na bloga Patry i pita co się u nich dzieje... Szkoda słów... Trochę liczyłam na obronę w lipcu ale niestety już na nią nie liczę ponieważ do 28.06 musiałabym zdać moją pracę do dziekanatu, a na to na pewno się nie zapowiada... Dużo tych kropek dzisiaj wstawiam, ale sama czuję się jak taka kropka, przestawiana z kąta w kąt, z kartki na kartkę. Koniec użalania się nad sobą przechodzę do konkretów i wracam do pisania pracy...

Jestem na maksa zadowolona z Palmersa, coś czuję że niedługo jak skończę mój balsam z Vaseline to wybiorę się do Hebe i zakupię coś z tej amerykańskiej firmy. Na dodatek chciałabym zaznaczyć, że całkiem nieźle trafiłam z kosmetykami do włosów, jak uda mi się je w końcu podciąć i będą wyglądały normalnie to zrobię zdjęcie i zobaczycie jakie są cudowne po szamponie z organixa i olejku arganowym w sprayu. To chyba na tyle jeśli chodzi o recenzję produktów bo nawet nie mam czasu nic innego używać bo jak siedzę w domu to nawet się nie maluję... Jedyne co używam to kosmetyki do pielęgnacji.

Spadam moi drodzy - wybaczcie mi moje niedbalstwo. Obiecuję poprawę.

niedziela, 14 czerwca 2015

NOWE

Moi drodzy! Jestem pewna, że więcej niż dwie osoby nie czyta tego bloga ale jakoś lubię sobie wyobrażać, że zwracam się do ludzi a nie do jedno lub dwuosobowego składu:D. W końcu mogę się pochwalić czymś nowym, mało tego super jestem zadowolona z tych produktów chociaż niektórych jeszcze nawet nie użyłam haha.

 Drugi produkt z tej firmy. Pierwszy niestety nie był stworzony do moich cienkich włosów, jako że w składzie miał olej kokosowy to bardzo obciązał moje piórka i efekt końcowy był taki, że efektem pięknych włosów cieszyłam się tylko dnia bieżącego. Czasami miałam nawet wrażenie, że na drugi dzień mam tłuste włosy... Ponieważ produkt jest dość kosztowny jak na szampon to próbowałam przyzwyczaić moje włosy do niego, ale niestety. Codziennie chodzę na siłownię plus zrobiła się piękna pogoda skutkiem czego tłuste włosy przez więcej niż jeden dzień traktowane suchymi szamponami nie robią efektu łał... W lecie zależy nam żeby włosy były piękne i błyszczące dlatego wybrałam szampon z minerałami morskimi i algami. Po jednym użyciu nie mogę zbyt wiele powiedzieć:)
Poszukiwałam czegoś co nada się na piękne słoneczne dni - będzie pachniało ładnie ale przy okazji zostawi na skórze coś ciekawego co będzie się pięknie mieniło w słońcu. Pachnie jak orchidea więc całkiem świeżo i przyjemnie, jedynie drobinki są średnio widoczne i dość szybko opuszczają moje ciało. Zobaczymy w praniu.  
Kolejny produkt jest podobny do poprzednika. Dosłownie ten sam efekt jedynie mam wrażenie, że drobinki są bardziej widoczne i dość subtelne. Tutaj zapach masła kakaowego więc coś cięższego. Myślę, że chciałam mocno wypróbować tą firmę a w dniu kiedy kupowałam poprzednika nie było tego produktu na stanie, a dziś były dwa ostatnie i podobno ma zostać wycofany z produkcji, dlatego biorę póki jest słońce! Relacje jak się sprawuje zdam jak poużywam trochę. Myślę, że przez wakacje zużyje oba produkty w zależności jaki zapach będzie mnie bardziej interesował. 
A tu Pani przemiła dała mi próbki oleju do twarzy z tej samej firmy i balsamu bardzo łagodnego, który wpływa korzystnie na rozstępy, blizny i zaczerwienienia. 
Ten oto ziomuś nawet nie wiem co tu robi... Chciałam kupić coś do włosów co będę mogła prysnąć jak są suche i poprawi to ich wygląd i estetykę. Podeszłam do jednej półki, zobaczyłam tego przybłędę, przeczytałam napis SHINE i wzięłam... Także piątka dla tej Pani... Takie są efekty jak przez dłuższy czas nic nie kupuję i nagle jak się dopadnę to koniec świata... Ale jak widać kosmetyki które zakupiłam służą raczej pielęgnacji nie są to pomadki i inne ulepszacze, ponieważ olśniło mnie że czas zacząć używać tego co mam a dopiero później szaleć z zakupami,




Hebe, naturalne, peeling # ... Nie wiem jeszcze jaki jest efekt długoterminowy ponieważ używać tego produktu powinno się od 1-3 razy w tygodniu a ja go ledwo co  zakupiłam i użyłam raz, więc nie jestem w stanie powiedzieć co i jak. Tym bardziej, że to pierwszy taki okaz do twarzy w mojej toaletce... Ciekawe doświadczenie, zobaczymy jak dalej potoczy się moja przygoda z petal fresh.

niedziela, 7 czerwca 2015

APEL

Hmmm... Dziś zaczynam trochę szybciej niż zawsze, ale powodem tego niespodziewanego ataku na mojego bloga jest fakt, że dziś wieczorem mogę nie być w stanie napisać cokolwiek bo mogę przebywać z daleka od cywilizacji:D... Hehe nie no żart, generalnie przyjechała moja kuzynka z Anglii a ja jutro wracam do Trójmiasta, więc chciałabym spędzić z nią trochę czasu, a już na 14 jesteśmy umówieni na obiad do babci - dlatego muszę się streszczać, bo nie wiem o której godzinie wrócę.

Generalnie trochę bez sensu jest dzisiejsza notka w ogóle nie powinnam jej pisać bo nie mam nic absolutnie nic nowego, żeby się pochwalić, a na dodatek jestem w Słupsku gdzie nie mam moich kosmetyków wszystkich i nawet nie mogę opisać moich wrażeń na temat produktów, które już mam. Ale zakład to zakład i nie lubię się nie wywiązywać z tego do czego się zobowiązałam:P. Moja praca magisterska wyciska ze mnie ostatnie soki, a te parę dni które spędziłam w Słupsku były poświęcone na pomaganie w remoncie moim znajomym. Nie chcę zrobić z siebie jakiegoś obiboka ale szczerze? Nawet się nie malowałam ostatnio, bo jak nie idę na siłownię, to siedzę cały dzień w domu i piszę pracę, a jak już mam trochę wolnego to robię rzeczy do których makijaż okazuje się nie tylko zbędny ale nawet powinno się go wtedy zakazać bo tylko przeszkadza jak do oczu wpada Ci piasek a Twoje rzęsy są obklejone tuszem i każdy dotyk powoduje ich rozmazanie... Dlatego chciałabym dzisiejsze moje wypociny poświęcić na pewien mały apel! Dziewczyny, to że ja tutaj piszę o kosmetykach i milionie produktów, cieni, pomadek i innych cudów to nie znaczy, że ja codziennie jestem wypacykowana jak laleczka Barbie! Wręcz przeciwnie, wydaje mi się, że codziennie mój makijaż ogranicza się do minimum, albo jak ostatnio do "NIC"! Super jest mieć piękne kosmetyki w domu i też fajnie by było z nich korzystać a nie trzymać aż przestaną być zdatne do użytku, ale... I tu pojawia się ale, możecie używać fajnych naturalnych kosmetyków każdego dnia a te cięższe i bardziej efektowne zostawić sobie na weekend albo specjalne okazje. Fajne są barwiące lub wyrównujące koloryt skóry kremy, które świetnie sprawdzają się każdego dnia i zastępują cięższe podkłady i pudry. Może warto czasami pomyśleć o tym, że nasza skóra ma termin ważności, a przynajmniej jej  piękny i nieskazitelny wygląd ma swoje granice. Jeśli teraz nie zadbamy o to, żeby nasza skóra miała odpowiednio dużo czasu na regeneracje i oddech od codzienności, to za parę lat może się okazać, że nasza twarz odpłaci się nam ze zdwojoną mocą... Nie mówię tu o genetyce bo normalne, że każdy ma inne genetyczne uwarunkowania, jeden starzeje się szybciej drugi wolniej, jeden przeżywa swoje lata świetności póki jest młody a inni zmagają się z trądzikiem i dopiero później zbiera plony swojej pielęgnacji - tak czy siak - albo dbamy o siebie 24/h bez względu na to czy makijaż jest czy go nie ma, albo jak pojawiają się pewne mankamenty na naszych pięknych twarzach witamy je z otwartymi rękoma! 

niedziela, 31 maja 2015

No i tak

Z nowości? nie za wiele, ale zawsze coś:P
 Potrzebowałam nowego żelu pod prysznic, stałam w hebe i gapiłam się na te wszystkie pułki z kosmetykami do mycia ciała.... widziałam pustkę... Chciałam coś w miarę naturalnego ale też taniego i coś co będzie ładnie pachniało. Mixa była w promocji (żel na zasadzie emolientu) kusiło mnie to strasznie, ale jestem kobietą i jak każda babka chciałabym żeby moje kosmetyki fajnie pachniały. Prysznic to i tak nie jest mój najlepszy sposób na codzienna higienę - wolę wannę, więc jedna część przyjemności jest mi odbierana każdego dnia. Nie chcę całkowicie jałowej pielęgnacji. Wszystkie moje kosmetyki są albo bardzo specyficzne pod względem zapachu, albo całkiem bezzapachowe... Niech ten głupi żel chociaż ładnie pachnie. Dlatego zdecydowałam się na Dove o zapachu kokosowym z płatkami jakiegoś kwiatka. Pachnie ślicznie i jeśli chodzi o mycie się tym żelem to jest on dość dobry ze względu na fakt jaka jest jego konsystencja. Pozostawia na skórze delikatny film, który po wtarciu w skórę pieni się ale nie schodzi od razu. Dlatego jest on o wiele bardziej ekonomiczny - po jednej aplikacji jestem w stanie cała się porządnie wyszorować. Jestem całkiem zadowolona - dove pod prysznic i balsam z vaseline to dość dobry duet jak dla mnie :)

Ja jak zawsze w poszukiwaniu idealnego kremu do rąk... Jeden krem który wydaje mi się naprawdę fajny to ten z garniera (czerwony), problem z nim jest taki ze z tej tubki w którą spakowali krem jest tak ciężko go wydobyć, że mimo faktu iż wiem że w opakowaniu dalej jest spora ilość kremu - zanim go wyciągnę to zdążę użyć innego kremu,,, Na szczęście ten oto mały ziomuś po prawej był w przecenie, kupiłam i nie żałuję. Naprawdę fajny krem, nawet chyba lepszy od garniera i oczywiście aplikacja sto razy lepsza. Oczywiście nie obeszło by się bez komplikacji, Krem spadł mi z szafki i wieczko pękło - efekt taki, że krem się nie domyka i mogę go używać tylko w domu... ehmś... nazwałabym to nieszczęśliwym zrządzeniem losu gdyby nie fakt, że dwa dni wcześniej to samo przydarzyło się mojemu balsamowi z vaseline... Łamaga jednym słowem.

Naoglądałam się już chyba miliona recenzji na make-up'owych vlogach, na temat tego produktu. Mam tusze więc go nie potrzebowałam, ale był w sporej promocji w hebe więc kupiłam na zapas. Oczywiście nie mogłam się powstrzymać i go użyłam. BOMBA! Po prostu jakaś masakra, jakim cudem dopiero teraz ktoś stworzył taki dobry tusz i jakim cudem jest on dostępny w każdej drogerii za nie aż tak ogromną cenę jak na jakość która sobą reprezentuje? Szok.... Myślałam, że to są jakieś wyolbrzymione przechwałki, ale jednak mile zostałam zaskoczona:D Polecam każdemu!






Ostatnio moje wydatki bardziej skupiają się na zdrowej żywności niż na kosmetykach, ale w niedalekiej przyszłości zamierzam sobie pozwolić na jakieś wydatki ciuchowe i kosmetyczne bo naprawdę czasami człowiek musi się trochę porozpieszczać, to działa na nasze kobiece mózgi jak zimny okład na rozgrzane czoło! Nie za dużo napisałam ale starałam się przelać konkrety a nie jakieś sraty pierdaty :D.



niedziela, 24 maja 2015

Fast and furious

Jestem obecnie poza domem i nie dam rady do niego dotrzeć przed dniem jutrzejszym wiec notatka będzie wygladała trochę skąpo. Mam mała reflekcje na temat mojej pielęgnacji twarzy w przypadku cery wyjątkowo suchej ze skłonnością do atopii. Pamietam ze moje pierwsze notki na blogu były na temat produktu firmy cetaphil, pamietam tez ze napisałam ze na rynku są inne lepsze kremy trochę tańsze. Myśle jednak ze się myliłam. Teraz z perspektywy czasu widzę ile rożnych kremów i żeli do twarzy używałam wszystkie były oczywiście przeznaczone do suchej skory i większość z nich nabyłam w aptece. Niestety, żaden nie pomagał mi tak jak cetaphil... Moja niechęć do kremu ma czysto estetyczne podloze - nie podoba mi się opakowanie, kolory ( nie kupiłabym produktu gdyby mi ktoś go nie polecil, niestety ale rynek rządzi się prawami estetyki która karmi nasze oczy i zachęca do kupna), nie podoba mi się konsystencja ponieważ ja lubię kremy ciężkie i tluste a ten jest prawie ze wodnisty do ego stopnia ze jak chce malutka kropelkę wycisnąć to nie raz wylałam pół opakowania( aplikacja to kolejny problem - produkty o lekkie konsystencji powinny być w opakowaniach z pompka ponieważ łatwiej wtedy jest kontrolować ilośc kremu). On ale jak już widzę efekty to jestem w stanie przymknąć oko na te wszystkie minusy ponieważ nie są one znaczące jeśli chodzi o sama jakośc produktu! Nie wiem co jest w rzeczach z tej firmy ale są one naprawdę dobre i maja korzystny wpływ na moja skore, o wiele łatwiej wszystko mi idzie jak mam je w swojej kolekcji. Myśle ze na jakiś czas pozostanę przy tym kosmetyku. Kolejny produkt bez którego nie mam życia to wazelina. Ale niestety nie każda wazelina zasługuje na miano wazeliny. Wszystkie te prodkutu wazelinopodone albo z dodatkiem wazeliny nie maja tak silnego działania jak wazelina w czystej postaci, nie mówiąc już o tym ze każda wazelina poza ta z firmy ziaja i vaseline nie spełnia moich oczekiwań... Zrobiłam mały eksperyment-skończyła mi się wazelina firmy wazelinę ale z oriflame miałam w takich małych słoiczkach kremy które były na bazie wazeliny i miały wywoływać podobne działanie. Stwierdziłam ze po co wydawać kasę na nowe opakowanie czegoś co mam już w domu. Otóż nic bardziej mylnego! Kompletnie zawiodłam się na tych produktach, są one niby do aplikacji na całe ciało ale poza ustami i pod oczy nie aplikowalabym tego nigdzie indziej.... Przynajmniej jeśli o mnie chodzi to produkty wazelino-zastępcze wchłaniają się za szybko i pozostawiają gładka ale mam wrażenie ze sucha skore... Sucha to może za dużo powiedziane ale jest ona taka sztuczna... Także moim mottem na najbliższy czas jest wazelina i cetaphil, i myśle ze na jakiś czas przerzucę się na te dwie firmy jeśli chodzi o moje ciało i twarz, zobaczymy czy moja skóra się nie uodporni na działanie tych dwóch agentów ;) . Wiem ze ta notatka nie jest niczym wyjątkowym ale chciałabym tylko zaznaczyć fakt ze człowiek po zakupie produktu tak naprawdę niewiele może i nim powiedzieć a nawet po jego zakończeniu nie może powiedzieć wszystkiego bo konkurencja nie śpi i nie zdajemy sobie sprawy z tego czy gdzieś tam nie chowa się kosmetyk naszych marzeń, albo naszych koszmarów ;).

niedziela, 17 maja 2015

Mało nowości...

Ok, jeśli chodzi o nowości to nie mam się za bardzo czym pochwalić... Powiem tak moja kieszeń boli mnie strasznie, niedługo nadchodzi nieubłaganie moment w którym będę musiała całkowicie sama się utrzymywać. NIe chcę narzekać, chodzi tylko o to, że lubię być na takie sytuacje zabezpieczona, nie lubię szukania czegoś na siłę tylko po to, żeby opłacić rachunki - mówię tu o pracy. Dlatego też muszę ukrócić pasa i pozostawić trochę pieniążków na czarną godzinę, co wiąże się z ukróceniem kupowania kosmetyków. Owszem chciałabym wiele rzeczy zakupić, ale po przeanalizowani sytuacji w mojej kosmetyczce... dochodzę do wniosku, że nie jest to mi ani niezbędne do życia ani potrzebne i konieczne do szczęścia (chociaż zakupy dają mi niebywała radość). Mam też inne wydatki i skoro moja skometyczka jest pełna to wolałabym teraz trochę pieniążków przeznaczyć na siłownie, jakiś lepszy strój do ćwiczenia, białko i jakiś spalacz, może ciuchy do chodzenia - spodnie tu zdecydowany deficyt leginsowy.

Dlatego jeśli nie będę miała czym się w najbliższym czasie pochwalić w dziale kosmetycznym to będę starała się przeprowadzać mała recenzję produktów, które mam i używam i tych które zużyłam! Ale dziś jeszcze mam co Wam zaprezentować:D



Produkt, który na półce wywołał u mnie okrzyk radości (cenowo stał taniej niż mój tonik do twarzy z tołpy a pojemnościowo jest dwa raz taki). Natomiast jeśli chodzi o jego użytkowanie to po pierwszych dniach produkt został usunięty w kąt i zastąpiony nową tołpą... Woda termalna, która strasznie śmierdzi i to napewno nie rumiankiem ani aloesem z którym ponoć jest... Nie wiem czy mi to coś daje, raczej nie nawilża, czy tonizuje? Nie wiem... Nie widzę w sumie nic specjalnego w tej rzeczy, ale postanowiłam nie spisywać jej na straty ponieważ wakacje są tuż tuż i może akurat w ramach odświeżenia się na plaży przy opalaniu zda się.






Podobno ma pochlebne opinie, niestety używać go trzeba regularnie a ja akurat po jego zakupie zapomniałam spakować go ze Słupska i przez dwa tygodnie nie miałam okazji z niego skorzystać. Od 3 dni stosuję, ale średnio się wysypiam więc ciężko powiedzieć coś na temat rzęs kiedy oczy są spuchnięte jak u chomika... Także recenzji ciąg dalszy nastąpi w kolejnym odcinku:D





Dzisiejszy zakup. Powiem tak : jak byłam w stanach pierwszy raz miałam okazję skorzystać z tego produktu, albo raczej wiedziałam o jego istnieniu z Anglii, ale wujek kupił mi cały ogromny zestaw trzech balsamów Vaseline Aloesowego, więc powiedzmy, że tak zaczęła się moja przygoda. Podoba mi sie zapach tych produktów i naprawdę ta firma sprawdza się jeśli chodzi o moja suchą skórę. Nie wiem jak ten żółty kolega bo tego jeszcze nie miałam, ale jego zielony poprzednik przypadł mi do gustu i zupełnie nie wiem czemu kobieca natura ma to do siebie, że mimo iż lubisz produkt i sprawdza się to kupujesz inny, żeby zmienić zapach albo zobaczyć czy znajdziesz coś lepszego... Często kończy się to powrotem do produktu wyjściowego tak jak w moim przypadku. Opinia w toku... testuję:D

I to by było na tyle, mało wylewnie ale chyba nie ma sensu rozpisywać się nad czymś co nie istnieje hehe:) Ten tydzień to będzie czas przemyśleń na temat produktów, które mogę już opisać z mojej skromnej kolekcji:)